sobota, 1 lutego 2014

6. Białookie ptaszysko

Lisa




     Miałam mętlik w głowie. Byłam zagubiona. Nie wiedziałam co to wszystko oznacza. Było tylko jedno wyjaśnienie. Oszalałam, po prostu oszalałam. Moja wyobraźnia płatała mi figle. Z kartką w ręku, wróciłam do domu i przeszłam się po pokojach. Nie zastałam żadnego bałaganu, wszystko znajdowało się na swoim miejscu. To był kolejny dowód tego, że nie jestem zdrowa umysłowo.
     Żeby zapomnieć o całej tej dziwnej historii, poszłam po książki, które, jak pisała babcia, leżały w korytarzu. Kilka zeszytów ćwiczeń leżało w niewielkim pudełku razem z nową torbą, pendriver'em i kilkoma długopisami. Na dnie znajdował się też gruby notatnik. Podniosłam karton i zaniosłam na górę. Nie ważył dużo, więc nie miałam z nim problemu. Rozłożyłam wszystko na łóżku i dokładnie obejrzałam. Ćwiczenia nie były w tym roku grube, z czego się wielce cieszyłam.
     Pod łóżkiem znalazłam swój tablet. Miał białą obudowę i, na odwrocie, naklejaną szarą czaszkę z czarną różą w oczodole. Urządzenia rozdawali w szkole, zamiast książek. Co roku trzeba kupić pakiet podręczników zapisanych na pendriverze, a następnie wgrać je do systemu. Jest to proste i szybkie. Wystarczy tylko wpisać kod instalacyjny i gotowe.
     Włożyłam pamięć przenośną w odpowiednie gniazdo i wpisałam ciąg liczb. Natychmiast pojawił mi się spis książek. Przejrzałam kilka z nich, po czym włożyłam tablet do torby.
Zostało mi tylko przygotować swój strój na rozpoczęcie roku szkolnego. Wygrzebałam z szafy białą, zapinaną na guziki bluzkę z obszytym brylancikami kołnierzem. Do niej dopasowałam krótką, falbaniastą spódnicę i czarny paseczek.
     Wyprałam ubrania i rozwiesiłam na suszarce w łazience, po czym wróciłam do pokoju i dokończyłam wcześniej zaczęte sprzątanie. Zajęło mi to około godzinę. Odkładając odkurzacz na swoje miejsce, poczułam burczenie w brzuchu. Była już pora obiadowa. Przypomniałam sobie o posiłku, który przygotowała mi babcia. Wyszłam z pokoju i zeszłam po schodach. Kostka jeszcze mnie trochę bolała, ale nie przejmowałam się tym. Skierowałam się do kuchni. Kiedy tylko przeszłam przez drzwi poczułam, że ktoś mnie obserwuje. Obejrzałam się, ale po chwili uświadomiłam sobie swoją głupotę. Przecież to absurdalne, aby ktoś oprócz mnie był w tym domu. Nie słyszałam żeby ktoś wchodził. Niestety to dziwne uczucie czyjejś obecności towarzyszyło mi przez resztę czasu, który spędziłam w tym pomieszczeniu.
     Wyjęłam rosół z lodówki i go podgrzałam. Nie przepadałam za tą zupą, ale nie miałam innego wyjścia. Byłam zbyt zmęczona, żeby coś sobie samej ugotować. Na blacie, obok mikrofalówki znalazłam przykrytą miseczkę z makaronem. Nie brudząc więcej naczyń, nalałam do niej ciepłego już bulionu i zabrałam się do jedzenia.
     Po skończonym posiłku pozmywałam i poszłam do swojego pokoju. Nie było jeszcze szesnastej, a ja już nie miałam co robić. Przeważnie w takich sytuacjach kłóciłam się z ojcem, a potem uciekałam do lasu, ale teraz jestem sama w domu i nie zmierzam z niego wychodzić, jeśli to nie jest konieczne.
     Założyłam słuchawki i włączywszy muzykę położyłam się na łóżku. Wpatrywałam się w sufit i rozmyślałam na temat „co by było gdyby...”. No właśnie, co by było gdyby mama żyła? Tata pewnie nie zaczął by pić, a ja miałabym normalną rodzinę. Kto wie, może nawet lepiej bym się uczyła, miała przyjaciół, ewentualnie chłopaka. Ewentualnie... Większość dziewczyn z mojego rocznika już kogoś ma, bądź miało. Ja jeszcze nikogo nie kochałam ze wzajemnością. Miałam nadzieję, że kiedyś spotkam tą właściwa osobę, ale jak to mówią, nadzieja matką głupich.
     Nie wiem kiedy przysnęłam. Obudziłam się o dwudziestej trzeciej trzynaście. Było mi strasznie gorąco. Czułam się niespokojnie, jakbym czegoś się obawiała, ale czego? Wstałam i otworzyłam okno. Przeszedł mnie dreszcz, kiedy zimne powietrze dostało się do pokoju. Usiadłam na parapecie i wpatrywałam się w las. Po kilku chwilach przyleciał jakiś dziwny ptak. Nigdy takiego nie widziałam. Był duży, o ciemnej barwie. Długie szpony i zaokrąglony dziób wyglądały strasznie. Oczy miał puste, białe, tak, zupełnie białe. Myślałam, że majaczę, ale ptaszysko mnie zaatakowało. Zaczęło mnie dziobać po rękach i głowie. Na szczęście nie zrobiło mi krzywdy. Chwyciłam lampkę nocną i uderzyłam nią z całej siły w stworzenie. Bez wahania zatrzasnęłam okno i  opuściłam rolety. Potem wydawało mi się, że ktoś jest w moim pokoju. Ktoś obcy... Szybko otworzyłam drzwi i opuściłam pomieszczenie. Zeszłam do salonu, gdzie siedziała już babcia.
-Cześć kochaniutka – przywitała się, robiąc mi miejsce obok siebie na kanapie.
-Cześć, co tam u Kate? - zapytałam i usiadłam wygodnie, starając się uspokoić. Nie chciałam nic mówić babci. Zaczęła by się martwić i powiadomiłaby jakieś jednostki specjalne albo wysłałaby mnie do psychiatry.
-Nawet dobrze. Teraz pracuje w biedronce – odparła.
-A co z pracą w kawiarni? - zapytałam zdziwiona. Kate pracowała tam odkąd pamiętałam. Często po szkole do niej chodziłam, jak miałam zły dzień.
-Zwolnili ją. Ostatnio stracili klientów i nie stać ich na dwóch pracowników – wytłumaczyła smutno starsza kobieta.
-Szkoda – powiedziałam.
-Czemu nie śpisz? Jutro rozpoczęcie roku. Już, idź do łóżka – pogoniła mnie babcia.
-Nie chce mi się spać. Może się pouczę, tylko wezmę coś do picia z kuchni – wstałam i wyszłam.
     Wróciłam na górę z kubkiem zimnej wody. Postawiłam go na szafce przy łóżku i wyjęłam ze szkolnej torby tablet. Tej nocy postanowiłam sobie, że poprawię oceny. Nie mogę skończyć jak Kate. Przyjmują ją do pracy z litości. Jest wdową z dwójką niepełnosprawnych dzieci. Musi jakoś zarabiać. W kawiarni radziła sobie dosyć dobrze, ale jak się zmienił właściciel, szło jej coraz gorzej. Było do przewidzenia to, że ją zwolnią, a brak pieniędzy na pracowników to tylko wymówka.
     Najpierw włączyłam książkę do historii. Miałam zamiar przeczytać kilka tematów, żeby potem było mi łatwiej.




Luke

      
      Wyszliśmy z mojego pokoju. Dan miał ważną sprawę do mojego ojca. Musiał przedstawić całą sytuację z Davo. Możliwe, że po tym, dostanie kolejne zadanie i będzie musiał zrezygnować z urlopu.
     Na końcu korytarza, gdzie znajdowało się biuro do którego zmierzaliśmy, zauważyłem dwie postacie. Stały pod drzwiami i podsłuchiwały. Już wiedziałem kto to jest. Ren i Ann jak zwykle chcieli wszystko wiedzieć. Byli tak zajęci, że nawet nie słyszeli jak za nimi stanąłem.
-Co tak podsłuchujecie? - szepnąłem nad ich uszami. Podskoczyli ze strachu i obrócili się błyskawicznie kierując swój wzrok na nas. Przerażenie malowało się na ich twarzach.
-My tylko... - zaczął tłumaczyć Ren.
-Nie ważne – machnąłem na to ręką. - Zróbcie mi miejsce – poprosiłem.
     Przykucnąłem pod drzwiami i przystawiłem do nich ucho. W pokoju był mój ojciec z jakimś doradcą. Chyba się kłócili.
-On jest za młody – krzyknął jakiś mężczyzna.
-Wystarczająco dorosły. Poza tym, nie mamy nikogo innego. Jest najlepszy ze swojego rocznika. Dobrze walczy, jest odpowiedzialny, poza tym wzbudza zaufanie i będzie miał łatwiej ze względu na małą różnice wieku – odparł regis.
-Sam wcześniej mówiłeś, że nie chcesz, żeby dobrze się poznali, bo się boisz. Wiesz jaki on jest, nie odpuści – rozzłościł się rozmówca.
-Nie mam wyjścia. Zrozum to wreszcie. Powiedziałem mu, żeby na razie z nią nie rozmawiał, nie miał żadnego kontaktu. Jako wytłumaczenie podałem Davo, ale nie wiem czy do końca uwierzył – kiedy usłyszałem słowa ojca, serce mi stanęło. A więc mówili o mnie i o tej dziewczynie.
      Nie musiałem słuchać dalej. Wstałem i powtórzyłem rozmowę przyjacielowi, który przez cały czas pilnował czy nikt nie idzie.
-Może się boi, że się w tobie zakocha, ty złamiesz jej serce, a ona wyjedzie? - zaśmiał się Dan.
-Bardzo śmieszne, naprawdę – odpowiedziałem sarkastycznie.
-To my już lepiej pójdziemy – powiedziała Ann i pociągnęła bliźniaka za ramie w stronę schodów.
     Patrzyliśmy jak idą korytarzem, po czym zapukałem do drzwi. Usłyszałem „proszę”, więc nacisnąłem klamkę. Weszliśmy do biura, w którym zastaliśmy straszny bałagan. Mapy i różne kartki walały się po stole, podłodze, a nawet leżały na niektórych krzesłach. Trzeba było bardzo uważać, żeby na nic nie nadepnąć.
-Dzień dobry panom – odezwał się Dan. - Przepraszam, że przeszkadzamy, ale miałem złożyć raport – dodał po chwili.
-Nic się nie stało. Pójdź z panem Quentresem do pokoju obok, bo tu nie ma warunków do tego, a ja chwilę porozmawiam z Lukiem i za chwilę do was dołączę – powiedział pan Hutnner.
     Mój przyjaciel wyszedł z mężczyzną w podeszłym wieku i zostałem sam z ojcem.
-Jutro wyjeżdżasz, więc się spakuj. Zabierz najważniejsze rzeczy, resztę matka ci wyśle pocztą. Dziś nie będziesz trenował bo Mike musiał pojechać do miasta i nie wiadomo kiedy wróci – powiedział mi gdy tylko drzwi się zamknęły.
-No dobra, a o której wyjazd? - zapytałem.
-O siódmej odwiozę cię na dworzec, stamtąd pojedziesz prosto na miejsce.
-To ja idę się już pakować – powiedziałem i otworzyłem drzwi.
-Czekaj, weź jutro ze sobą broń – przypomniał mi ojciec.
-Spoko, nie zapomnę – odparłem z uśmiechem, wychodząc.
     W pokoju zastałem moje rodzeństwo. Siedzieli na łóżku i przeglądali stare książki, które odłożyli natychmiast jak tylko mnie zobaczyli.
-Co wy tu robicie? Spadajcie – zdenerwowałem się.
-Ależ braciszku... - odezwał się Ren.
-Miałeś nas zawieść do Kalii – dokończyła siostra.
-Nigdzie was nie zawiozę. Powtarzam, nigdzie – podkreśliłem ostatnie słowo.
-Umowa – powiedzieli chórem bliźniaki.
-Umowa jest nieważna. Jutro wyjeżdżam – odparłem z triumfalnym uśmiechem. - A teraz spadać mi stąd, bo inaczej pogadamy. Już, wynocha! - wypędziłem ich z pokoju i zabrałem się za sprzątanie książek. Jak zawsze musieli nieźle nabałaganić. Po odłożeniu ostatniej książki na swoje miejsce, wyjąłem spod łóżka walizki. Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy, tak jak kazał mi ojciec.
     Usłyszałem trzy puknięcia i lekkie kopnięcie w drzwi. Od razu wiedziałem kto stoi po drugiej stronie. Powiedziałem „proszę” i po chwili pojawił się Dan z dwiema butelkami piwa.
-Spokojnie, staruszek nie widział – uspokoił mnie od razu.
-Mieliśmy szczęście, że nie zauważył, że mnie w nocy w domu nie było – powiedziałem poważnie, ale i tak wziąłem jedno piwo od przyjaciela.
-Głupi zawsze ma szczęście – zaśmiał się. -A gdzie ty tak w ogóle jedziesz? - zapytał po chwili.
-Do Shealdey. Wiesz co, jednak dzisiaj nie będę pił – powiedziałem i oddałem niezaczętą butelkę.
-No dobra, jak chcesz – odparł podejrzliwie Dan. - Więcej dla mnie.
     Rozmawialiśmy do późna. Przeważnie o Davo i jego armii. Nie chciałem jechać do tego miasteczka, ale nie miałem wyjścia. Musiałem spełnić rozkaz ojca. Miałem tylko nadzieję, że nie będę musiał długo tam siedzieć.
     Położyłem się spać dopiero po północy. Wcześniej jeszcze sprawdziłem bagaże. Wolałem się upewnić, że niczego nie zapomniałem.

_________________
Jedyne co mi się podoba w tym rozdziale to długość. To chyba, jak na razie, mój najdłuższy post. Mam nadzieję, że choć odrobinę wam przypadł do gustu.
Proszę o komentarze. Im więcej, tym szybciej nn.
Pozdrawiam, Viki.

18 komentarzy:

  1. Rozdział pochłonęłam w całości w kilka minut. Przyznam szczerze, że niewiele się w nim dzieje, ale to pewnie twój zamiar, więc nie narzekam. Poza tym nie mam się do czego przyczepić. Błędów również nie znalazłam. Mam nadzieję, że na kolejny nie będziemy musieli tak długo czekać ;] Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń
  2. Uch, przepraszam za to opóźnienie, ale ciągle coś... -,-
    Rozdział mimo że prawie pozbawiony akcji, bardzo mi się podobał. Choć trochę rozbawiła mnie, hm, nie pamiętam dokładnie sytuacji, ale wiem, że śmiałam się jak opętana. Wyłapałam jakieś literówki, ale nie wiem już, gdzie także, proszę o wybaczenie :)
    Cóż, tablety w szkołach? Bardzo chętnie będę żyć tam, gdzie Lisa, czy mogłabyś mnie tam przenieść? Byłabym wdzięczna, mogąc porzucić ciężkie, szkole książki i latać z tabletem.
    Uwielbiam rodzeństwo Luka. Są tak zabawni, szczwani i genialni, że nie potrafię ich nie lubić.
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
  3. Rozdział przeczytałam bardzo szybko i dobrze mi się go czytało :) Masz ładny styl pisania, więc czekam na następne rozdziały.
    Życzę weny i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  4. Zostałeś/zostałaś nominowany/a do LBA :)
    Pytania znajdziesz tu: http://gate-to-another-world.blogspot.com/p/lba_9.html
    Ta strona rozwieje Twoje wątplwości! ;D

    OdpowiedzUsuń
  5. Niech on już tam będzie, niech pozna się z Lisą...ale nie rób słodkiego love story, nim jestem pewna czy to w ogóle pasuje do Twojego stylu :)
    Biedna Lisa, ma ciężko w domu, ale dobrze, że babcia nad nią czuwa. Niedługo będzie miała jeszcze jednego Anioła Stróża.
    Czekam z niecierpliwością na nowy rozdział! Oczywiście, będę zaszczycona, jeśli powiadomisz mnie o nim :D
    [pozar-cierpienia]

    OdpowiedzUsuń
  6. Twój blog został dodany do Ludzi Pisma :)
    Niestety miałam problem z grafiką, więc jeśli Ci zależy do wyślij mi w wolnym czasie link do zdjęcia w zakładce Zgłoszenia :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Świetnie piszesz ;) Dopiero zajrzałam na tego bloga, przeczytałam prolog i ostatni rozdział, a w wolnym czasie będę doczytywać resztę :)
    Czekam na next ;*

    OdpowiedzUsuń
  8. Rób co kochasz ;)
    Zaciekawił mnie w sumie Twój opis u mnie i stąd tu jestem. W sumie tylko stamtąd ;)
    Podoba mi się.
    Rozdział nie jest zły, a długość - imponująca ^^

    OdpowiedzUsuń
  9. ciekawie tu ;)
    czekam na next ;)

    OdpowiedzUsuń
  10. Długi ci wyszedł *O*
    Obydwie perspektywy są fajne :D
    Podoba mi się ten rozdział :)
    Dodaję się do obserwowanych oraz dodaję twego bloga do polecanych! :)
    Zapraszam do siebie. Mam nadzieję że dodasz swoją opinię :)
    http://there-is-nothing-to-lose-just-died.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  11. Szczerzę mówiąc nie za bardzo interesują mnie blogi o takiej tematyce, ale zostawiłaś linka na moim blogu, więc postanowiłam, że wpadnę.
    Powiem Ci, że był to dobry wybór i nie żałuję.
    Fajnie piszesz, ciekawie formułujesz dialogi, opisy bohaterów, miejsc, wydarzeń. Masz niezły styl pisania, jak i fabułę. Opowiadanie czyta sie szybko i naprawdę umiliło mi czas.
    Co do bohaterów ... Współczuję Lisie całym sercem. Dziewczyna ma naprawdę ciężko i dobrze, że znalazła wsparcie w babci.
    Luk wydaje się być energicznym i sprawiającym wrażenie poważnego, chłopakiem, który lubi naginać zasady.
    Zaintrygowało mnie jego rozbawione rodzeństwo, które dodaje humoru całej akcji...
    W każdym razie rozdział przypadł mi do gustu i czekam na następny : )
    .
    + Jak mówiłam jest u mnie zasada - Jeżeli podajesz mi link do swojego bloga i chcesz abym go przeczytała, oczekuję, że przeczytasz i skomentujesz mój. Amen.

    OdpowiedzUsuń
  12. Nigdy w życiu nie widziałem tableta, który miałby wbudowane wejście usb.

    OdpowiedzUsuń
  13. Nadojadłaś już!!! Rozdziały są wspaniałe, a ty tak o nich piszesz, że niby okropne itd!;) Przestań, wspaniałe są:)

    OdpowiedzUsuń
  14. Cudowny blog. Taki intrygujący, tajemniczy i wciągający. Znalazłam go dzś i przeczytałam wszydtkobna jednym wdechu. Wspaniała historia. Pomysł taki inny niż wszystkie, odmienny, ale być może lepszy. Z niecierpliwością będę czekać na nowy rozdział i wypatrywać kolejnych. Życzę niekończących się pomysłów, weny i dużo wolnego czasu poświęconego na pisanie. Pozdrawiam i całuję. Pisz szybko.
    ~Artalife <3

    OdpowiedzUsuń
  15. Hmmm dziwne. Lisa ma bardzo urozmaicone życie...

    OdpowiedzUsuń
  16. Może początek roku szkolnego przyniesie jakieś zmiany?
    Zaczyna się dziać coś dziwnego w świecie Lisy. Ona chyba nie bardzo wie, o co chodzi, ale kiedy już spotka luka na swojej drodze, wszystko powinno się wyjaśnić. ale właśnie.. Jaka jest ta prawda? Chodzi o duchy - to już wiemy, ale co dalej? Lisa będzie musiała wypełnić jakieś zadanie? Zrobić coś dla kogoś? A może jeszcze coś innego? Nie wiem. Na razie jest to dla mnie tajemnica..
    Postać Luka jest naprawdę przeurocza.. Naprawdę szukał telefonu w rurach?? Współczuję mu zapachów :D
    Będę zaglądać.
    Pozdrawiam.:)

    OdpowiedzUsuń
  17. Viki, kiedy nowy rozdział? Ja wciąż czekam, ale nie pospieszam, bo oczekuję czegoś wielkiego xD

    OdpowiedzUsuń