środa, 1 stycznia 2014

5. "Strzeż się..."

Lisa




     Otworzyłam powoli oczy i przekręciłam się na drugi bok. To ostatni dzień lata i miałam zamiar się porządnie wyspać. Nie wiedziałam która jest godzina, więc wyjęłam telefon. Nie był to najnowszy model, zwykła Nokia 500. Po naciśnięciu pierwszego lepszego przycisku, na ekranie pokazała się godzina 11:33.
    Niechętnie wstałam i otworzyłam okno. Ciepły wiatr lekko rozwiał mi potargane już włosy. Rozejrzałam się po pokoju. Nie miałam na nic ochoty, ale wiedziałam, że muszę wziąć się za sprzątnie, które odkładałam przez kilka dni. Szybko poukładałam ubrania w szafkach, odłożyłam płyty na swoje miejsce i pościeliłam łóżko. Przynajmniej tyle. Resztę jak zawsze zostawiłam na później.
     W piżamie, zeszłam na dół. Liczyłam na to, że babcia będzie w kuchni, ale dom był pusty. Nie znalazłam też mojego „kochanego” tatusia, który pewne poszedł „szukać pracy”. Na stole znalazłam kartkę zaadresowaną do mnie.

      Wyszłam do Katy. Wrócę wieczorem. Obiad znajdziesz w lodówce. Kupiłam Ci książki do szkoły, leżą w korytarzu. Nie zapomnij wyprać sobie stroju galowego na jutro. Buziaki, Babcia.

     No tak, Katy. Najlepsza przyjaciółka babci. Nierozłączne od wielu, wielu lat. Zawsze idealnie zgodne. Rzadko się kłóciły, bardzo rzadko. Dlaczego ja nikogo takiego nie mam? Życie jest niesprawiedliwe. No nic, pogodziłam się już z tym i staram się żyć dalej.
     Zaczęło mi burczeć w brzuchu. Westchnęłam i odłożyłam kartkę. Zrobiłam sobie śniadanie i poszłam do salonu. Włączyłam sobie jakieś romansidło i w międzyczasie jadłam przygotowane przeze mnie kanapki. Otuliłam się kocem i w spokoju oglądałam film. Niestety nie trwało to długo.
     Usłyszałam dzwonek do drzwi. Odłożyłam talerz na stolik i wstałam. W pierwszej chwili pomyślałam, że to listonosz. No ale w niedziele? Niemożliwe. Nie miałam więcej pomysłów kto to mógł być, bo prawie nikt do nas nie przychodzi. Dzwonienie nie ustawało. Podeszłam do drzwi. Gdy tylko lekko dotknęłam klamki, nastała cisza. Nawet telewizor się wyłączył. Zaczęłam się trochę bać.
To zwarcie, to na pewno zwarcie.
     Stałam przed drzwiami i trzymałam tą klamkę. To co potem się zdarzyło, zupełnie mnie przeraziło. Wszystkie światła w domu zaczęły zapalać się i gasnąć w szalonym tempie, szuflady powypadały na podłogę, wieszak na ubrania się przewrócił, a z kuchni dochodził odgłos rozbijanego szkła. Zdezorientowana otworzyłam błyskawicznie drzwi, wyskoczyłam na zewnątrz i z powrotem je zatrzasnęłam.
Co tu się  do cholery jasnej dzieje?
    Nikogo na podwórku nie było oprócz mnie. Nikt nie czekał, aż otworze. W dodatku, furtka była zamknięta na kłódkę, podobnie jak brama. Zrobiłam dwa kroki w przód i wtedy wyczułam coś pod bosą stopą. Nachyliłam się i wzięłam do ręki karteczkę. Pismo było niewyraźne i napisane dziwnym atramentem. Miałam problemy z rozczytaniem treści, ale w końcu mi się to udało. Na kartce widniało tylko jedno zdanie:
Strzeż się, On jest blisko.

Luke



     Obudziłem się na jakiejś polanie. Obok mnie leżała pusta butelka. Nie mogłem sobie przypomnieć co się wczoraj wydarzyło, a okropny ból głowy mi w tym nie pomagał. Kilka metrów dalej, pod drzewem, spał Dan. Moją uwagę przykuła nie mała sterta butelek i puszek po piwie. Przynajmniej wiedziałem już skąd ten kac. Podniosłem się z ziemi i podszedłem do przyjaciela.
-Wstawaj – kopnąłem go lekko w nogę. Nie widząc reakcji krzyknąłem: - No rusz się.
- Co się tak drzesz? - chłopak otworzył oczy i zapytał senie, masując skronie palcami.
- Wstawaj – powtórzyłem zdenerwowany.
- No już, już wstaję – westchnął.
     Musiałem poczekać kilka minut, aż Dan się ogarnął. Potem posprzątaliśmy bałagan, który zrobiliśmy i poszliśmy do mojego domu. Wybraliśmy okrężną drogę, aby po drodze wstąpić jeszcze do apteki.
     Idąc ulicą, czuliśmy na sobie badawcze spojrzenia. Trochę mnie to drażniło, ale przez kilka lat zdołałem się już przyzwyczaić. Każdy uważnie obserwował syna samego regisa*, jakby nie mieli nic innego do roboty. Nigdy nie lubiłem być obiektem zainteresowania. W dodatku, miałem bardzo zachwianą opinię w wiosce. Nieliczni tylko znali mnie naprawdę, a nie z plotek.
     Wstąpiliśmy z Danem do, z pozoru, małego budynku. Dźwięk małego dzwoneczka przy drzwiach rozległ się po obszernym pomieszczeniu, przywołując z zaplecza małą, pulchną kobietę.
- Dzień dobry, pani Thorney – powiedziałem uprzejmie. Bardzo ją lubiłem. Miała już swoje lata, ale nie przeszkadzało jej to w utrzymywaniu dobrego kontaktu z młodzieżą. Zawsze wsłuchała i potrafiła doradzić. Czasami nawet pozwalała sobie na małe wygłupy.
- Witajcie – uśmiechnęła się staruszka. - Co podać? - zapytała po chwili.
- To co zwykle – odparłem wesoło.
     Aptekarka od razu wiedziała o co mi chodzi. Podeszła do półki ze szklanymi drzwiczkami i po ich otwarciu chwyciła małe opakowanie. Następnie nam je podała. Tabletki były w fioletowo-żółtym pudełeczku. Na jego wierzchu widniała czarna nazwa „crapulopiryna”**. Zapłaciłem i wyszliśmy.
- Do widzenia – powiedziałem zamykając za sobą drzwi.
Na ulicy przyśpieszyliśmy kroku, by jak najszybciej znaleźć się w domu. Niezauważeni przemknęliśmy do mojego pokoju i zamknęliśmy drzwi.
- Dawaj jedną – powiedział Dan, gdy tylko usiedliśmy na kanapie.
- Czekaj, zaraz ci dam – odpowiedziałem, łykając małą, żółtą tabletkę, popijając dużą ilością wody, po czym podałem kolejną przyjacielowi.
     Po pół godzinie, poczuliśmy ulgę. Głowy nas już tak nie bolały i nie czuliśmy aż takiego pragnienia.
- Jakby co, to nocowałem u ciebie - powiedziałem, tym samym przerywając ciszę jaka nastała.
- Spoko, mówimy to co zawsze? - zapytał dla pewności Dan.
- Może lepiej nie, bo staruszek się w końcu zczai - odparłem rozsiadając się wygodniej.
- Oj, coś się wymyśli - westchnął mój towarzysz, zamykając oczy i zapadając w drzemkę.

__
*regis – w języku łacińskim oznacza „król”
**crapulopiryna – nazwa wymyślona przeze mnie, „crapulam” w języku łacińskim oznacza „kac”

_______________________________________________
PRZEPRASZAM ! Przepraszam, przepraszam, przepraszam :c To się wiecej nie powtórzy, postaram się :c Poza tym rozdział wyszedł mi fatalny, krótszy niż planowałam, o wiele krótszy. Po tym jak wymieniłam matryce w laptopie nie miałam czasu na napisanie ani jednej linijki, a jak już go znajdywałam, zero weny. Nie mogłam się skupić na pisaniu, toteż wyszło mi beznadziejnie. Następne rozdziały będą zawierać więcej akcji, to mogę obiecać. A teraz. Wszystkiego najlepszego, szczęśliwego Nowego Roku. :***

11 komentarzy:

  1. Proszę pozwól, ominąć cudzysłów, bo mi się go nie chce pisać *u*
    No ale w niedziele? - niedzielę.
    Nikt nie czekał, aż otworze. - otworzę.
    - Co się tak drzesz? - chłopak otworzył oczy i zapytał senie, masując skronie palcami. - sennie.
    Zawsze wsłuchała i potrafiła doradzić. - wysłuchała.

    Od początku wiedziałam, że Luke się upił. A ja myślałam, że on taki grzeczny chłopiec jest, a to... to... to, to... łobuziak!
    No, rozdział fajny. I lepszy od innych.
    Pozdrawiam,
    Mad :-*

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za wyłapanie błędów. Pisałam ten rozdział w nocy i od razu po skończeniu opublikowałam. Nie chciało mi się jeszcze go sprawdzać.
    Pozdrawiam :*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie ma sprawy :) Zwykłe literówki... Tyle rozdziałów ostatnio poprawiam, że mi to w krew wchodzi (szkoda, że nie z moim opkiem :c )...
      Odpowiadam, bo jeszcze wyłapałam błąd, którym bym się nie przejęła, ale jednak...
      "Moją uwagę przykuła nie mała sterta butelek i puszek po piwie." - tak, mi się wydaje, że niemała razem, bo to przymiotnik.
      Ponownie pozdrawiam,
      Mad :*

      Usuń
  3. Cześć! Chciałabym Ci oznajmić, że nominowałam Cię do "Liebster Award" :D
    Więcej informacji znajdziesz tu -> http://niewlasciwa-milosc.blogspot.com/2014/01/nominacja-liebster-award.html

    OdpowiedzUsuń
  4. Heey! Nominowałam Cb do Liebster Award :3 -> http://niesmiertelne.blogspot.com/2014/01/nominacja-3.html

    OdpowiedzUsuń
  5. Cudowny rozdział <33
    http://ostatniechwile.blogspot.com/
    zapraszam do mnie

    OdpowiedzUsuń
  6. Kiedy nowy rozdział? Tęsknimy!

    OdpowiedzUsuń
  7. Super, fajnie że pojawiła się łacina i że wymyśliłaś nazwę sama.

    OdpowiedzUsuń