Lisa
Siedziałam na łóżku
i bezmyślnie patrzyłam się w okno. Myślami
wracałam do wspomnień z dzieciństwa, tych dobrych i tych
złych. Pamiętałam, jak mama co wieczór śpiewała mi kołysankę.
Miała piękny głos. Mogłaby występować publicznie. Kochała
muzykę, ale ja
byłam dla niej ważniejsza i nie chciała mnie zostawić.
Zawsze przy mnie była i pilnowała mnie jak oka w głowie.
Przez całe życie żałowałam, że
mama poświęcając cały swój czas mnie, zrezygnowała z rozwijania
się muzycznie. Babcia też czasem
podśpiewywała, ale tylko w święta. U
nas w rodzinie tylko tata pracował. Wystarczało nam na wszystko,
ponieważ jego pensja była bardzo wysoka, a
przynajmniej wystarczająco duża, by pokryć wszystkie
wydatki.
Drzwi się otworzyły, a starsza kobieta weszła do pokoju z kanapkami na talerzu i apteczką. Odłożyła jedzenie na szafkę nocną i usiadła obok mnie. Ujęła moją stopę w ręce i delikatnie położyła na poduszce. Z białego pudełeczka wyjęła Altacet i bandaż elastyczny. Po niespełna pięciu minutach moja kostka była już usztywniona, a ból powoli przemijał. Wracał jednak nawet przy najmniejszym ruchu. Nie miałam ochoty rozmawiać, a babcia zapewne to zauważyła, bo zostawiła mnie w spokoju. Gdy zbliżała się do drzwi szepnęłam tylko: - Dziękuję.
Gdy zostałam sama, przebrałam się w krótką piżamę i położyłam do łóżka. Nie mogłam zasnąć, bo bałam się koszmarów, które dręczyły mnie już od dwóch tygodni. W kółko miałam ten sam sen. Jedyne co się w nim zmieniało to „jakość”. Z każdą nocą wydawał się bardziej realny. Czasami zdawało mi się, że dzieje się to naprawdę.
Drzwi się otworzyły, a starsza kobieta weszła do pokoju z kanapkami na talerzu i apteczką. Odłożyła jedzenie na szafkę nocną i usiadła obok mnie. Ujęła moją stopę w ręce i delikatnie położyła na poduszce. Z białego pudełeczka wyjęła Altacet i bandaż elastyczny. Po niespełna pięciu minutach moja kostka była już usztywniona, a ból powoli przemijał. Wracał jednak nawet przy najmniejszym ruchu. Nie miałam ochoty rozmawiać, a babcia zapewne to zauważyła, bo zostawiła mnie w spokoju. Gdy zbliżała się do drzwi szepnęłam tylko: - Dziękuję.
Gdy zostałam sama, przebrałam się w krótką piżamę i położyłam do łóżka. Nie mogłam zasnąć, bo bałam się koszmarów, które dręczyły mnie już od dwóch tygodni. W kółko miałam ten sam sen. Jedyne co się w nim zmieniało to „jakość”. Z każdą nocą wydawał się bardziej realny. Czasami zdawało mi się, że dzieje się to naprawdę.
Przekręciłam się na drugi bok i zamknęłam oczy. W myślach
powtarzałam sobie, żeby tym razem nic mi się nie śniło. Powoli
zapadałam w sen i traciłam kontakt z rzeczywistością. Koszmar
owładną mną i nie miałam drogi ucieczki. Starałam się jakoś
obudzić, ale wszystko na marne.
Biegłam przed siebie. Nie wiedziałam
dokąd zmierzam, ale czułam, że muszę uciekać. Otaczający mnie
las wydawał się podejrzany. Wszędzie czułam czyjąś obecność.
Nagle obok mnie pojawiła się biała ręka. Próbowała mnie
dotknąć, ale przeniknęła przez moje ciało. W mroku
pojawiło się ich setki. Wróg, który mnie ścigał dopadł mnie i
próbował złapać. Starałam się zachować zimną krew, jednak
instynkt podpowiadał mi, że to już mój koniec. Nogi odmawiały mi
posłuszeństwa i upadłam na ziemię. Zasłoniłam
twarz rękami i czekałam. Przez dłuższy czas nic się nie działo,
więc odważyłam się rozejrzeć dookoła. Wydałam z siebie
stłumiony okrzyk i próbowałam się podnieść. Wokół mnie stała
duża grupa czegoś, bo nie można było tego nazwać ludźmi. Stwory
wyglądały jak zombie, ale unosiły się piętnaście centymetrów
nad ziemią. Zamiast głowy miały nagie czaszki zwierząt. Gdy tylko
podniosłam ręce w geście obronnym, ruszyły na mnie powoli. Coś
jednak sprawiało, iż nie bałam się ich tak bardzo, jak na
początku. Usłyszałam lekki szelest liści na drzewie, pod którym
stałam. Potem czyjeś ręce oplotły mnie ciasno w pasie i podniosły
do góry. Zamknęłam oczy i wstrzymałam oddech. Gdy moją twarz
owiał orzeźwiający wiatr uświadomiłam sobie, że znajduję się
na szczycie drzewa. Odetchnęłam spokojnie i uwolniłam się z
uścisku nieznajomego. Chciałam zobaczyć kto jest moim wybawcą,
ale mężczyzna miał odwróconą głowę. Podeszłam do niego z
nadzieją, iż zobaczę twarz.
Obudziłam się cała mokra. Podniosłam się na łokciu
i oddychałam głęboko. To było straszne. Choć wiedziałam, że
nic mi już nie grozi, nie mogłam opanować drgawek. Zdziwiło mnie
jedynie zakończenie snu. Pierwszy raz odkąd miałam koszmary, ktoś
mnie ratował z opresji. Byłam zła na siebie, że nie zobaczyłam
kim był tamten mężczyzna.
Za
oknem już świtało, więc sprawdziłam która godzina. Była
czwarta czterdzieści osiem, ale ja nie miałam zamiaru dalej spać.
Wstałam i podeszłam do okna. Zapomniałam o kostce i przeszywający
ból powrócił. Oparłam się o parapet i oglądałam wchód słońca.
Luke
- Luke, jak skończysz jeść, przyjdź
do mojego gabinetu – zwrócił się do mnie poważnym tonem,
ojciec.
- Dobrze – odpowiedziałem i
kończyłem śniadanie. Poczułem na sobie ciekawskie spojrzenia
mojego rodzeństwa – Annabeth i Dihrena. Bliźniaki mieli dwanaście
lat. Uważani byli za największych psotników w wiosce, ale w domu
zachowywali się jak aniołki.
Po posiłku,
odłożyłem naczynia do zlewu i wszedłem po
schodach na górę. Minąłem wiele pokoi dopóki dotarłem do
właściwych drzwi. Otworzyłem je i zająłem miejsce na kanapie.
Pomieszczenie wystrojone było w kolorze brązowym i zielonym. Ciemne
zasłony sięgały podłogi, na której leżał duży, puszysty
dywan. Pod ścianą naprzeciwko mnie stały dwa fotele i dębowe
biurko.
Nie czekałem długo na ojca. Pojawił się kilka minut
później. Zamknął drzwi i podszedł do stojaka z mapami. Wyjął
jedną, obwiązaną czerwoną wstążką. Gestem przywołał mnie,
abym usiadł na jednym z foteli, a sam zajął miejsce za biurkiem.
Rozłożył mapę.
- Wiem, że
niedawno skończyłeś osiemnaście lat i pierwszy raz wyjdziesz poza
granice wioski, ale moim zdaniem jesteś najbardziej odpowiedni.
Będzie ci łatwiej ze względu na wiek – zaczął ojciec rysując
linie na mapie.
- Ale o co
chodzi? - zapytałem lekko zmieszany.
- No tak, jeszcze
nic nie wiesz – westchnął mężczyzna i zaczął mi tłumaczyć:
- Wczoraj na naradzie układaliśmy plan przeniesienia tutaj pewnej
osoby. Nie ma ona jeszcze odpowiedniego wieku, więc o niczym nie
wie. Jednak w tym roku będzie miała urodziny i trzeba ją tu
sprowadzić.
- Ale kto to jest
i po co to wszystko? Przecież wielu naszych ludzi żyje normalnie w
wielkich miastach – zdziwiłem się.
- Nie mogę ci
wszystkiego powiedzieć. Twoje zadanie jest takie: pojedziesz w to
miejsce – powiedział wskazując małą czarną kropkę na mapie. -
Kupiłem ci tam domek niedaleko mieszkania tej dziewczyny –
podsunął mi jej zdjęcie i mówił dalej: - To o nią chodzi. Masz
się jej nie pokazywać przez pewien czas. Będziesz miał też
fałszywe dane, aby nikt nie wiedział kim jesteś naprawdę.
Znalazłem ci także pracę. Na szczęście właściciel sklepu z
przynętami zgodził się, abyś pracował tylko w godzinach
szkolnych. Dzięki temu, jak dziewczyna tam wejdzie, ciebie już nie
będzie. O czymś zapomniałem? Ach tak. Masz pilnować tej
dziewczyny jak oka w głowie. Jeśli zobaczysz coś niepokojącego,
zadzwoń do mnie. W najgorszym wypadku interweniuj. Wyjeżdżasz za
dwa dni. To chyba tyle. Masz jakieś pytania?
- Jak na ma na
imię? - zapytałem z uśmiechem na ustach.
- Dowiesz się w swoim czasie –
ojciec pokręcił głową wybuchając śmiechem. Wiedział, że jego
syn nigdy się nie zmieni. Chwilę później dodał: - Ale pamiętaj.
Masz działać z ukrycia. Nie podawaj swoich prawdziwych danych.
- Tak, tak. Nie rozumiem tylko,
dlaczego mam się ukrywać – przeczesałem dłonią gęste włosy i
wygodniej usiadłem w fotelu.
- Nie muszę chyba tłumaczyć, kto to
jest Davo, bo pewnie już wiesz. Jeśli on cię zobaczy ułatwimy mu
zadanie, ponieważ ma taki sam cel co my – odparł nieco ciszej pan
domu, po czym zwinął mapę i odłożył ją na swoje miejsce. - A
teraz idź do Mike'a. Aż do wyjazdu będziesz z nim trenował.
- Dobrze – odparłem i wyszedłem z
pokoju.
Udałem się prosto
do sali treningowej, znajdującej się dwieście metrów od domu. W
pomieszczeniu siedział już mój trener. Miał zaledwie dwadzieścia
trzy lata, ale był najlepszy w walce z całej wioski. Uczył wielu,
ale tylko garstce udawało się zdać jego egzamin.
- Witaj Mike – przywitałem się.
- Cześć. To co, zaczynamy? - odparł,
szukając odpowiedniej broni.
Skinąłem głową i rozłożyłem
matę. Mike przyniósł mi kilka rodzajów broni: sztylet, maczugę,
miecz i nieznany mi jeszcze długi nóż.
- Nie będę od
ciebie wymagał nazwy tej broni, ponieważ jest tak skomplikowana i
trudna do wymówienie, że nawet ja mam z tym problemy. Powiem tylko
do czego służy i nauczę cię, jak należy się tym obsługiwać.
Walczy się nim tak samo jak sztyletem, z różnicą taką, iż jest
nieco od niego dłuższy. Jednakże, kiedy sztylet zostanie wbity w
ciało, nic więcej się nie dzieje, natomiast kiedy to ostrze
znajdzie się w ciele – Mike wskazał broń, o której opowiadał.
- Wystrzeliwują z niego kolejne ostrza tworząc koło. Aby usunąć
całą broń, trzeba ją wyciąć. Na razie będziesz ćwiczyć
z atrapą, by nie zrobić sobie krzywdy – dodał.
Długo ćwiczyłem nim załapałem wszystkie
techniki. Na pierwszy rzut oka wydawałoby się to łatwe, ale w
praktyce było znacznie gorzej. W sali było gorąco, więc zdjąłem
koszulkę. Na ten widok, Mike uniósł brew, ale nic nie powiedział,
na co ukazałem wszystkie zęby w szerokim uśmiechu.
Zrobiliśmy przerwę dopiero w czasie obiadu.
Nie poszedłem do domu na posiłek, bo wiedziałem, że z pełnym
brzuchem nie dam rady dalej ćwiczyć, a mama nie wypuści mnie póki
nie zjem całego dania. Trener pewnie zauważył, iż nie zamierzam
nigdzie wychodzić i rzucił mi kanapkę. Podziękowałem mu i od
razu zabrałem się do jedzenia.
_______________________________________
Rozdział mi się nie podoba, ale trudno. Pisałam go dwa razy, lecz i tak mi nie wyszło. Zapraszam do komentowania.
ZNOWU?! [chyba wiesz o co chodzi :)]
OdpowiedzUsuńLuke McMission ma misję ^.^ I pewnie tą dziewczyną jest Jess? Chociaż... czy ona chodzi do szkoły? I czy ma kasę na książki, etc.? Okey, pewnie później się dowiem (chyba).
Ojej, Luke ćwiczy mieczem/szablą/sztyletem/wszystko jedno! ^^
No i żeby nie było za słodko:
"(...) - że AŻ ja mam z tym problemy - nie lepiej nawet? Możesz przeczytać to głośno i może zobaczysz, że trochę dziwnie brzmi :)
Weeeny <3
Calm
Aaa, no i świetny, jak zwykle :)
UsuńWeeeny <3
Calm
Wlasnie znalazlam czas aby przeczytac Twoje opowiadanie. Wiem, ze troche pozno, ale no coz... Wakacje, wyjazdy, brak netu i jeszcze pare innych czynnikow sie na to zlozylo.
OdpowiedzUsuńJaka misje ma Luke?
Kto to jest ten "on" ktory nie moze go zobaczyc?
Ta dziewczyna jest Lisa?
Ech...
Zaciekawilas mnie ta historia. Na pewno bede wpadac ;p
Drown :*
P.S. Czekam na nn.
Czekam...
Czekam...
Czekam...
Lisa mogła sobie przed snem powtarzać "tym razem będę wiedziała, że to sen".
OdpowiedzUsuńMoże by się kiedyś w końcu nauczyła kontrolować te sny.
Kto wie...
A tak w ogóle ta "czyjaś obecność" jest pewnym kluczem do historii...?
Jakiś główny wątek?
O Latający Holenderze *:D*, przypomniałaś mi o tych białych stworach z "Muminków".
Tylko jak się one zwały....?
Bukę akurat pamiętam, co i tak jest dziwne - chodzę już do liceum!
Dobry pomysł z tymi czaszkami zwierząt.
Kurczę, a ja już myślałam, że podniosła ją jakaś krwiożercza roślinka.
Heheh.
W sumie dla opowieści dobrze, że stało się inaczej. Wnosi to pewną tajemnicę.
A jak dziewczyna opuści chociaż jeden dzień szkoły i akurat wpadnie do sklepu z przynętami...?
Mm... fałszywe dane.
Mm... Luke ćwiczy walkę.
Nie wiem, dlaczego Ci się nie podoba. Mi tam się ta notka nawet bardzo podoba.
Wszędzie tajemnice i to jest to, co lubię.
Super!(Czy zam tylko ten wyraz???)
OdpowiedzUsuńLuke agentem^^ idę czytać dalej.