czwartek, 19 września 2013

4. Niewesoły wieczór.

Lisa

  
     Doszłam do domu cała roztrzęsiona i ledwo trzymałam się na nogach. Kostka bolała mnie niemiłosiernie. Wiedziałam jednak, że muszę dostać się do pokoju jak najszybciej. Cicho otworzyłam drzwi, po czym je zaryglowałam na wszelkie możliwe sposoby.
     Po cichu wdrapałam się po schodach. W pokoju zdjęłam mokry bandaż z nogi i obejrzałam go uważnie. Cały był w błocie i trawie. W dwóch miejscach nawet miał dziury. Nie za bardzo wiedziałam co zrobić. Obwiązałam sobie kostkę starą bluzką i poszłam do łazienki. Podeszłam do zlewu i odkręciłam wodę. Pierwsze co przychodziło mi do głowy to wypranie elastycznego materiału. Gdy już to zrobiłam, powoli wróciłam do swojego pokoju. Powiesiłam bandaż na kaloryferze, a sama położyłam się do łóżka. Nie mogłam przestać myśleć o tym co zdarzyło się w lesie. Czułam się jak w jednym z moich koszmarów, z różnicą taką, iż nikt nie wyskoczył na mnie z siekierą. Postanowiłam przestać chodzić w tamto miejsce póki wszystko się nie wyjaśni, w co szczerze wątpiłam. Najwyżej poszukam sobie nowego miejsca na ucieczki.
     Nie pamiętam kiedy zasnęłam. Tym razem na szczęście nic mi się nie śniło. Obudziło mnie wołanie babci. Była pora śniadaniowa. Zerknęłam na wiszący materiał. Zdjęłam go i obróciłam w rękach. Bandaż był już suchy, więc nałożyłam go na nogę, zdejmując wcześniej z niej bluzkę.
     Zeszłam na dół z trudnością. Po małej, porannej przygodzie dodatkowo mocno nadwerężyłam kostkę. Usiadłam przy stole.
-Dzień dobry, kochanie - przywitała się babcia podając mi jajecznicę.
-Dzień dobry - odpowiedziałam i zabrałam się do jedzenia.
-Gdzie tata? - zapytałam obojętnie. Oczekiwałam odpowiedzi, że śpi, więc dziwiło mnie to co usłyszałam.
-Wyszedł godzinę temu - rozpromieniła się staruszka.
-J-jak to wyszedł? G-gdzie? - jąkałam się.
-Szuka pracy - odparła babcia, kiedy ja przełykałam kolejny kawałek posiłku. To był jej błąd. Zachłysnęłam się z zaskoczenia i zaczęłam kaszleć jak opętana. Reszty chyba nie muszę opisywać. Rozmawiałam z babcią o nagłej zmianie zachowania mojego ojca. Cieszyłam się, że w końcu dotarło do niego to co mówiłam i zacznie normalnie żyć.
     Po śniadaniu poszłam do salonu. Dawno nie oglądałam telewizji, a nie miałam co robić. Usiadłam na kanapie, jak najdalej od fotelu taty. Mimo iż go tam nie było, miejsce nadal śmierdziało alkoholem.
Włączyłam stary telewizor i rozsiadłam się wygodnie. Trafiłam akurat na wiadomości.
-Dziś w godzinach porannych, w małej wiosce, zostało zamordowanych dwoje ludzi. Morderca pozostaje nieznany - powiedział prezenter siedzący za długim stołem.
Chwilę potem pokazali miejsce zdarzenia i kilku świadków. Od razu rozpoznałam otoczenie oraz ludzi. To była MOJA wieś. To było w lesie. W tym samym czasie kiedy ja TAM byłam. Przeraziłam się, ale oglądałam dalej.
-Przechodziłem obok. Usłyszałem wołanie o pomoc, a potem krzyk kobiety. Wystraszyłem się i uciekłem – opowiadała jedna osoba. Kojarzyłam ją ze szkoły. To był starszy ode mnie chłopak.
-Widziałam jak do lasu wchodziły dwie kobiety. Chyba siostry, bo były bardzo podobne. Nigdy ich wcześniej nie widziałam. Potem zobaczyłam czerwone plamy. Nie wiedziałam co to, więc poszłam za ich śladem. Doprowadziły mnie do zmasakrowanego ciała. Od razu zadzwoniłam na policję – powiedziała roztrzęsiona kobieta.
Kilka innych osób opowiadało zdarzenie z własnego punktu widzenia, ale wszystko sprowadzało się do jednego. Zostały zamordowane dwie kobiety. Jedna dużo później, niż druga. Jednak nikt nie widział piaskowych napisów, których byłam świadkiem.
Zmieniłam kanał, ponieważ nie mogłam dłużej tego oglądać.
Resztę dnia spędziłam na jedzeniu popcornu i oglądaniu filmów. Jako że nie lubiłam telenowel ani romansów, wybrałam jakieś przygodowe, pełne akcji. Mało z nich zapamiętałam. Myślami nadal byłam w lesie. Pod wieczór opanowała mnie senność. Nie opierałam jej się i ułożyłam się wygodnie. Nie minęło dużo czasu, nim zasnęłam.
     Obudził mnie trzask drzwi wejściowych. Podskoczyłam na kanapie i natychmiast z niej wstałam. Usłyszałam moce kroki. Wrócił mój ojciec. Chciałam go powitać uprzejmie, tak jak nigdy dotąd, ale powstrzymałam się w ostatniej chwili. Znowu był pijany. Rano wyszedł z pretekstem szukania pracy, ale najpewniej poszedł się napić. Już chciałam zrobić mu awanturę, ale to on pierwszy się odezwał.
- Wiem, co chcesz mi powiedzieć, więc wynocha, idź do swojego pokoju – mówił nieco niezrozumiale.
- Ale... - chciałam zaprotestować i z nim porozmawiać, choć wiedziałam, że w takim stanie nic nie będzie potem pamiętał.
- Wynocha! - krzykną i zamachnął się na mnie. Z trudem uniknęłam ciosu. Nigdy taki nie był, nigdy mnie nie uderzył. Zdezorientowana, stałam jak wryta i patrzyłam na rozgniewaną i czerwoną (chyba wiadomo z jakiego powodu) twarz.
-Nie słyszysz co się do ciebie mówi?! - krzyczał jeszcze głośniej. - Wyjdź stąd! - dodał po chwili takim samym tonem.
     Bez słowa, kulejąc zostawiłam go samego. Nie wiedziałam gdzie pójść, na górę czy na dwór. W pokoju nie miałabym co robić, natomiast na zewnątrz działo się coś dziwnego. Postanowiłam, więc poczekać w kuchni na babcię, która wyszła do sklepu. Chciałam z nią zamienić kilka słów na temat zachowania taty.
     Czekanie dłużyło się i dłużyło. Z trudem zapanowywałam nad tym, aby nie zasnąć. Było już bardzo późno. Martwiłam się trochę o starszą kobietę, lecz wiedziałam, że czasami chodzi pomagać do pobliskiego szpitala.
     Oczy same mi się zamykały, więc udałam się na górę i padłam na łóżko. Zasnęłam od razu.


Luke

 

 
- Jak mogliście! - wrzasnąłem na nich.
- Ależ braciszku, to był twój wybór. Mogłeś nie podpisywać – szczerzyła się Ann.
- No cóż, ale wtedy nie dostałbyś telefonu – zachichotał Ren.
To było straszne. Powinienem się domyślić, że coś jest nie tak. Ale nie, musiałem być tak głupi. Teraz mam za swoje. Skarciłem się w myślach. Natychmiast przypomniałem sobie o ważnej rzeczy. Każda umowa powinna zawierać pieczątkę. Zacząłem przewracać kartki, ale na żadnej nie było stempla, znaczy tak mi się na początku wydawało. Na samym końcu go zobaczyłem. Znieruchomiałem.
- Skąd do cholery jasnej macie pieczątkę ojca? - zapytałem zdezorientowany. Tak to była pieczątka naszego taty. Na pewno sam jej nie użył, więc musieli ją ukraść.
- To nasza tajemnica – powiedziały chórem małe „diabły”. - A wracając do warunków. Jutro zawieziesz nas do naszej kuzynki, Kalii, a potem przywozisz nas z powrotem – dodali po chwili.
- Ale jutro mam trenować, a wioska Kalii znajduje się daleko stąd. Zwariowaliście! - podsumowałem.
- Podpisałeś – powiedziała ponuro Annabeth.
To prawda podpisałem. Teraz muszę zapłacić za własną głupotę. Odłożyłem umowę na stolik. Wygoniłem rodzeństwo z pokoju, a po kilku minutach, kiedy już byłem pewny, iż sobie poszli, sam też wyszedłem. Moim celem była biblioteka. Bez trudu znalazłem telefon, znajdował się w miejscu, o którym mówili bliźnięta. Schowałem go do kieszeni i wróciłem do swojego pokoju.
     Kiedy tylko zamknąłem za sobą drzwi, rozległ się dzwonek telefonu. Wyjąłem go. Myślałem, że to Ren dzwoni się ze mnie pośmiać, ale wyświetlił się numer mojego przyjaciela. Mimo swojego zmęczenia, szybko wciągnąłem na siebie pierwszą lepszą bluzę i otworzyłem okno. Wskoczyłem na zewnętrzny parapet. Z łatwością mogłem na nim stanąć, ze względu na jego sporą szerokość. Następnie chwyciłem gałąź najbliżej rosnącego drzewa i kilkoma ruchami znalazłem się tuż przy pniu. Szybko zszedłem na dół i skierowałem się do lasu. Dlaczego nie wyszedłem z domu normalnie? Sam nie wiem. Tak jest szybciej i nie chciałem się tłumaczyć z tego gdzie idę.
     Skręciłem kilka razy i doszedłem do dużej polany po środku której stały sterty drewna i kamieni. Ogółem rzecz biorąc, w tym miejscu składane są materiały budowlane.
Dostrzegłem wśród drzew postać. Bez wahania podszedłem do niej.
- Siema stary – przywitałem się z przyjacielem.
- Cześć, co ty ta późno? - zaśmiał się chłopak.
- Przyszedłem najszybciej, jak mogłem, ale dosyć o tym. Kiedy wróciłeś, i czemu nic wcześniej nie powiedziałeś? - zapytałem pośpiesznie. Nie wspomniałem wcześniej. Mój przyjaciel Dan dostał misję, śledzić armię wroga. Od roku nie pokazywał się w wiosce. Raporty wysyłał elektronicznie. Wszyscy chcieli się z nim zobaczyć, więc mój ojciec dał mu trochę wolnego.
- Przed chwilą. Niestety mam złe wieści. Jeszcze nie mówiłem o tym twojemu ojcu, ale zaraz do niego idę - odparł nieco przygnębiony.
- Czy to coś związane z Davo? - w myślach modliłem się o odpowiedź przeczącą.
- Niestety jego armia znów zaatakowała, tym razem jakieś miasteczko, nazywane Shealdey – powiedział Dan, a widząc moją minę dodał: - Kojarzysz to miasto? Coś nie tak?


________________
Wiem, że rozdział miał być trochę wcześniej, ale szkoła i te sprawy. Nie mam ostatnio czasu dla siebie, a co dopiero  na pisanie rozdziałów.  Akurat ten mi nie za bardzo wyszedł. Chyba najgorszy ze wszystkich. No nic, teraz oddaję go Wam do oceny. ;)

Nie powinnam tutaj tego pisać, ale nie mam pomysłu gdzie mogę to zamieścić. Jeśli podoba się Wam mój blog, polećcie go znajomym, udostępnicie na facebook'u, twitterze lub innym portalu społecznościowym. Będę bardzo wdzięczna, bo sama nie mam czasu na reklamę. Z góry dziękuję. :*

Czytasz=Komentuj

4 komentarze:

  1. Super, wreszcie się coś zaczyna dziać.

    Błędy;

    "- Wynocha! - krzykną i zamachnął się na mnie. Z trudem uniknęłam ciosu. Nigdy taki nie był, nigdy mnie nie uderzył. Zdezorientowana, stałam jak wryta i patrzyłam na rozgniewaną i czerwoną (chyba wiadomo z jakiego powodu) twarz." - krzyknął.
    "- Cześć, co ty ta późno? - zaśmiał się chłopak." - tak.

    Co do reklamy; miałabyś coś przeciwko gdybym umieściła Cię w linkach na moim blogu? I w opisie na asku, jako blog mojej koleżanki?

    Weeeny <3,
    Calm

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za wyłapanie błędów. A co do reklamy, byłabym wdzięczna :*

      Usuń
  2. Witaj! Bardzo dobry rozdział, dużo się działo! :) Owszem, było kilka drobniejszych błędów, ale fabuła wynagradza, bo jest bardzo intrygująca. ^^
    Nie mogę się doczekać nn. ;)
    Pozdrawiam,
    Carmen. :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ciekawi mnie kim jest ojciec Luka, no i Davo.

    OdpowiedzUsuń