Lisa
Doszłam do domu cała
roztrzęsiona i ledwo trzymałam się na nogach. Kostka bolała mnie
niemiłosiernie. Wiedziałam jednak, że muszę dostać się do
pokoju jak najszybciej. Cicho otworzyłam drzwi, po czym je
zaryglowałam na wszelkie możliwe sposoby.
Po cichu wdrapałam się po schodach. W pokoju zdjęłam mokry bandaż
z nogi i obejrzałam go uważnie. Cały był w błocie i trawie. W
dwóch miejscach nawet miał dziury. Nie za bardzo wiedziałam co
zrobić. Obwiązałam sobie kostkę starą bluzką i poszłam do
łazienki. Podeszłam do zlewu i odkręciłam wodę. Pierwsze co
przychodziło mi do głowy to wypranie elastycznego materiału. Gdy
już to zrobiłam, powoli wróciłam do swojego pokoju. Powiesiłam
bandaż na kaloryferze, a sama położyłam się do łóżka. Nie
mogłam przestać myśleć o tym co zdarzyło się w lesie. Czułam
się jak w jednym z moich koszmarów, z różnicą taką, iż nikt
nie wyskoczył na mnie z siekierą. Postanowiłam przestać chodzić
w tamto miejsce póki wszystko się nie wyjaśni, w co szczerze
wątpiłam. Najwyżej poszukam sobie nowego miejsca na ucieczki.
Nie pamiętam kiedy zasnęłam. Tym razem na szczęście nic mi się
nie śniło. Obudziło mnie wołanie babci. Była pora śniadaniowa.
Zerknęłam na wiszący materiał. Zdjęłam go i obróciłam w
rękach. Bandaż był już suchy, więc nałożyłam go na nogę,
zdejmując wcześniej z niej bluzkę.
Zeszłam na dół z trudnością. Po małej, porannej przygodzie
dodatkowo mocno nadwerężyłam kostkę. Usiadłam przy stole.
-Dzień dobry, kochanie -
przywitała się babcia podając mi jajecznicę.
-Dzień dobry -
odpowiedziałam i zabrałam się do jedzenia.
-Gdzie tata? - zapytałam
obojętnie. Oczekiwałam odpowiedzi, że śpi, więc dziwiło mnie to
co usłyszałam.
-Wyszedł godzinę temu -
rozpromieniła się staruszka.
-J-jak to wyszedł?
G-gdzie? - jąkałam się.
-Szuka pracy - odparła
babcia, kiedy ja przełykałam kolejny kawałek posiłku. To był jej
błąd. Zachłysnęłam się z zaskoczenia i zaczęłam kaszleć jak
opętana. Reszty chyba nie muszę opisywać. Rozmawiałam z babcią o
nagłej zmianie zachowania mojego ojca. Cieszyłam się, że w końcu
dotarło do niego to co mówiłam i zacznie normalnie żyć.
Po śniadaniu poszłam do salonu. Dawno nie oglądałam telewizji, a
nie miałam co robić. Usiadłam na kanapie, jak najdalej od fotelu
taty. Mimo iż go tam nie było, miejsce nadal śmierdziało
alkoholem.
Włączyłam stary
telewizor i rozsiadłam się wygodnie. Trafiłam akurat na
wiadomości.
-Dziś w godzinach
porannych, w małej wiosce, zostało zamordowanych dwoje ludzi.
Morderca pozostaje nieznany - powiedział prezenter siedzący za
długim stołem.
Chwilę potem pokazali
miejsce zdarzenia i kilku świadków. Od razu rozpoznałam otoczenie
oraz ludzi. To była MOJA wieś. To było w lesie. W tym samym czasie
kiedy ja TAM byłam. Przeraziłam się, ale oglądałam dalej.
-Przechodziłem obok.
Usłyszałem wołanie o pomoc, a potem krzyk kobiety. Wystraszyłem
się i uciekłem – opowiadała jedna osoba. Kojarzyłam ją ze
szkoły. To był starszy ode mnie chłopak.
-Widziałam jak do lasu
wchodziły dwie kobiety. Chyba siostry, bo były bardzo podobne.
Nigdy ich wcześniej nie widziałam. Potem zobaczyłam czerwone
plamy. Nie wiedziałam co to, więc poszłam za ich śladem.
Doprowadziły mnie do zmasakrowanego ciała. Od razu zadzwoniłam na
policję – powiedziała roztrzęsiona kobieta.
Kilka innych osób
opowiadało zdarzenie z własnego punktu widzenia, ale wszystko
sprowadzało się do jednego. Zostały zamordowane dwie kobiety.
Jedna dużo później, niż druga. Jednak nikt nie widział
piaskowych napisów, których byłam świadkiem.
Zmieniłam kanał,
ponieważ nie mogłam dłużej tego oglądać.
Resztę dnia spędziłam
na jedzeniu popcornu i oglądaniu filmów. Jako że nie lubiłam
telenowel ani romansów, wybrałam jakieś przygodowe, pełne akcji.
Mało z nich zapamiętałam. Myślami nadal byłam w lesie. Pod
wieczór opanowała mnie senność. Nie opierałam jej się i
ułożyłam się wygodnie. Nie minęło dużo czasu, nim zasnęłam.
Obudził mnie trzask drzwi wejściowych. Podskoczyłam na kanapie i
natychmiast z niej wstałam. Usłyszałam moce kroki. Wrócił mój
ojciec. Chciałam go powitać uprzejmie, tak jak nigdy dotąd, ale
powstrzymałam się w ostatniej chwili. Znowu był pijany. Rano
wyszedł z pretekstem szukania pracy, ale najpewniej poszedł się
napić. Już chciałam zrobić mu awanturę, ale to on pierwszy się
odezwał.
- Wiem, co chcesz mi
powiedzieć, więc wynocha, idź do swojego pokoju – mówił nieco
niezrozumiale.
- Ale... - chciałam
zaprotestować i z nim porozmawiać, choć wiedziałam, że w takim
stanie nic nie będzie potem pamiętał.
- Wynocha! - krzykną i
zamachnął się na mnie. Z trudem uniknęłam ciosu. Nigdy taki nie
był, nigdy mnie nie uderzył. Zdezorientowana, stałam jak wryta i
patrzyłam na rozgniewaną i czerwoną (chyba wiadomo z jakiego
powodu) twarz.
-Nie słyszysz co się do
ciebie mówi?! - krzyczał jeszcze głośniej. - Wyjdź stąd! -
dodał po chwili takim samym tonem.
Bez słowa, kulejąc zostawiłam go samego. Nie wiedziałam gdzie
pójść, na górę czy na dwór. W pokoju nie miałabym co robić,
natomiast na zewnątrz działo się coś dziwnego. Postanowiłam,
więc poczekać w kuchni na babcię, która wyszła do sklepu.
Chciałam z nią zamienić kilka słów na temat zachowania taty.
Czekanie dłużyło się i dłużyło. Z trudem zapanowywałam nad
tym, aby nie zasnąć. Było już bardzo późno. Martwiłam się
trochę o starszą kobietę, lecz wiedziałam, że czasami chodzi
pomagać do pobliskiego szpitala.
Oczy same mi się zamykały, więc udałam się na górę i padłam
na łóżko. Zasnęłam od razu.
Luke
- Jak mogliście! -
wrzasnąłem na nich.
- Ależ braciszku, to był
twój wybór. Mogłeś nie podpisywać – szczerzyła się Ann.
- No cóż, ale wtedy nie
dostałbyś telefonu – zachichotał Ren.
To było straszne.
Powinienem się domyślić, że coś jest nie tak. Ale nie, musiałem
być tak głupi. Teraz mam za swoje. Skarciłem się w myślach.
Natychmiast przypomniałem sobie o ważnej rzeczy. Każda umowa
powinna zawierać pieczątkę. Zacząłem przewracać kartki, ale na
żadnej nie było stempla, znaczy tak mi się na początku wydawało.
Na samym końcu go zobaczyłem. Znieruchomiałem.
- Skąd do cholery jasnej
macie pieczątkę ojca? - zapytałem zdezorientowany. Tak to była
pieczątka naszego taty. Na pewno sam jej nie użył, więc musieli
ją ukraść.
- To nasza tajemnica –
powiedziały chórem małe „diabły”. - A wracając do warunków.
Jutro zawieziesz nas do naszej kuzynki, Kalii, a potem przywozisz nas
z powrotem – dodali po chwili.
- Ale jutro mam trenować,
a wioska Kalii znajduje się daleko stąd. Zwariowaliście! -
podsumowałem.
- Podpisałeś –
powiedziała ponuro Annabeth.
To prawda podpisałem.
Teraz muszę zapłacić za własną głupotę. Odłożyłem umowę na
stolik. Wygoniłem rodzeństwo z pokoju, a po kilku minutach, kiedy
już byłem pewny, iż sobie poszli, sam też wyszedłem. Moim celem
była biblioteka. Bez trudu znalazłem telefon, znajdował się w
miejscu, o którym mówili bliźnięta. Schowałem go do kieszeni i
wróciłem do swojego pokoju.
Kiedy tylko zamknąłem za sobą drzwi, rozległ się dzwonek
telefonu. Wyjąłem go. Myślałem, że to Ren dzwoni się ze mnie
pośmiać, ale wyświetlił się numer mojego przyjaciela. Mimo
swojego zmęczenia, szybko wciągnąłem na siebie pierwszą lepszą
bluzę i otworzyłem okno. Wskoczyłem na zewnętrzny parapet. Z
łatwością mogłem na nim stanąć, ze względu na jego sporą
szerokość. Następnie chwyciłem gałąź najbliżej rosnącego
drzewa i kilkoma ruchami znalazłem się tuż przy pniu. Szybko
zszedłem na dół i skierowałem się do lasu. Dlaczego nie
wyszedłem z domu normalnie? Sam nie wiem. Tak jest szybciej i nie
chciałem się tłumaczyć z tego gdzie idę.
Skręciłem kilka razy i doszedłem do dużej polany po środku
której stały sterty drewna i kamieni. Ogółem rzecz biorąc, w tym
miejscu składane są materiały budowlane.
Dostrzegłem wśród
drzew postać. Bez wahania podszedłem do niej.
- Siema stary – przywitałem się z przyjacielem.
- Cześć, co ty ta późno? - zaśmiał się chłopak.
- Przyszedłem najszybciej, jak mogłem, ale dosyć o tym. Kiedy
wróciłeś, i czemu nic wcześniej nie powiedziałeś? - zapytałem
pośpiesznie. Nie wspomniałem wcześniej. Mój przyjaciel Dan dostał
misję, śledzić armię wroga. Od roku nie pokazywał się w wiosce.
Raporty wysyłał elektronicznie. Wszyscy chcieli się z nim
zobaczyć, więc mój ojciec dał mu trochę wolnego.
- Przed chwilą. Niestety mam złe wieści. Jeszcze nie mówiłem
o tym twojemu ojcu, ale zaraz do niego idę - odparł nieco
przygnębiony.
- Czy to coś związane z Davo? - w myślach modliłem się o
odpowiedź przeczącą.
- Niestety jego armia znów zaatakowała, tym razem jakieś
miasteczko, nazywane Shealdey – powiedział Dan, a widząc moją
minę dodał: - Kojarzysz to miasto? Coś nie tak?
________________
Wiem, że rozdział miał być trochę wcześniej, ale szkoła i te sprawy. Nie mam ostatnio czasu dla siebie, a co dopiero na pisanie rozdziałów. Akurat ten mi nie za bardzo wyszedł. Chyba najgorszy ze wszystkich. No nic, teraz oddaję go Wam do oceny. ;)
Nie powinnam tutaj tego pisać, ale nie mam pomysłu gdzie mogę to zamieścić. Jeśli podoba się Wam mój blog, polećcie go znajomym, udostępnicie na facebook'u, twitterze lub innym portalu społecznościowym. Będę bardzo wdzięczna, bo sama nie mam czasu na reklamę. Z góry dziękuję. :*
Czytasz=Komentuj
Wiem, że rozdział miał być trochę wcześniej, ale szkoła i te sprawy. Nie mam ostatnio czasu dla siebie, a co dopiero na pisanie rozdziałów. Akurat ten mi nie za bardzo wyszedł. Chyba najgorszy ze wszystkich. No nic, teraz oddaję go Wam do oceny. ;)
Nie powinnam tutaj tego pisać, ale nie mam pomysłu gdzie mogę to zamieścić. Jeśli podoba się Wam mój blog, polećcie go znajomym, udostępnicie na facebook'u, twitterze lub innym portalu społecznościowym. Będę bardzo wdzięczna, bo sama nie mam czasu na reklamę. Z góry dziękuję. :*
Czytasz=Komentuj
Super, wreszcie się coś zaczyna dziać.
OdpowiedzUsuńBłędy;
"- Wynocha! - krzykną i zamachnął się na mnie. Z trudem uniknęłam ciosu. Nigdy taki nie był, nigdy mnie nie uderzył. Zdezorientowana, stałam jak wryta i patrzyłam na rozgniewaną i czerwoną (chyba wiadomo z jakiego powodu) twarz." - krzyknął.
"- Cześć, co ty ta późno? - zaśmiał się chłopak." - tak.
Co do reklamy; miałabyś coś przeciwko gdybym umieściła Cię w linkach na moim blogu? I w opisie na asku, jako blog mojej koleżanki?
Weeeny <3,
Calm
Dziękuję za wyłapanie błędów. A co do reklamy, byłabym wdzięczna :*
UsuńWitaj! Bardzo dobry rozdział, dużo się działo! :) Owszem, było kilka drobniejszych błędów, ale fabuła wynagradza, bo jest bardzo intrygująca. ^^
OdpowiedzUsuńNie mogę się doczekać nn. ;)
Pozdrawiam,
Carmen. :)
Ciekawi mnie kim jest ojciec Luka, no i Davo.
OdpowiedzUsuń